22.11.2021
Premiera albumu Tadeusza Rolke „Tu Byliśmy „

„Jeden człowiek fotografuje jeden temat przez ćwierć wieku i ma świadomość, że opowiada never ending story.”

Paweł Smoleński

Wydawnictwo Fundacji  S he for Art, zaprezentowało nową publikację, album  „Tu Byliśmy” słynnego fotografa Tadeusza Rolke.

Podjął się on próby ocalenia obiektów z niezliczonych i rozproszonych sztetli. Zauważenia i uchwycenia na fotografii niemych świadków tamtego społeczeństwa, którzy przetrwają dzięki jego serii fotografii zamkniętych w albumie. Opowiedział o narodzie bez pokazywania martyrologii i chodzenia po cmentarzach.

W projekcie Tadeusza Rolke nie ma ludzi, bo ci prawdziwi „tu byli”, ale zniknęli wraz z Zagładą. Brak ludzi to osobisty hołd fotografa złożony tym wszystkim, którzy odeszli.

Można ich sobie wyobrazić, lecz zobaczyć się nie da – relacjonuje we wstępie albumu Paweł Smoleński, reporter, pisarz, publicysta i dziennikarz.

Premiera odbyła się 28 czerwca 2021 w siedzibie Stowarzyszenia Autorów ZAiKS przy ul. Hipotecznej 2 w Warszawie. Spotkanie poprowadziła Marta Perchuć-Burzyńska.
Poniżej pierwsza recenzja publikacji „Tu Byliśmy”.
Trzymam w ręku nowy album Tadeusz Rolke „Tu Byliśmy”, i nie mogę się nim nasycić….
Bo w końcu słowo ciałem się stało. I teraz już niemal dosłownie czuję, jak magia zarejestrowanych w nim śladów pamięci pulsuje mi w dłoniach. Śladów rzeczywistości, obecnie w przytłaczającej większości w stanie totalnego rozpadu, więc tym bardziej dla mnie przejmującej. Od pierwszej ilustracji projekt zasysa moją uwagę bez reszty. A wzmaga ją niemal w dwójnasób fakt, że jak się później okazuje, książkę charakteryzuje całkowity brak współczesnego człowieka na zdjęciach.
Jak to możliwe?
Tak jakby Autor projektu poprzez tę symboliczną nieobecność chciał dobitnie uwypuklić przekaz, że bez WAS umarłych nie ma i NAS żywych. I być może stąd wziął się ten tytuł? w wymownej dla mnie formie gramatycznego zapisu w pierwszej osobie: „Tu Byliśmy”? A nie na przykład: „Tu Byliście” lub „Tu Byli”. Kto? Ano ci, jak to się zwykło mawiać, oni – tamci chasydzcy czy ortodoksyjni, lub jeszcze inni Żydzi, wytraceni przez zagładę i przez intencjonalne wymazanie ich ze zbiorowej pamięci współcześnie żyjących.
Ukłon więc w stronę Autora, że się z Nimi utożsamił i za to, że rozpoczął wędrówkę po ich śladach. Gdy ją rozpoczynał, wydawać by się mogło, że odnajduje nieliczne już skarby historii, które jednak w trakcie realizacji projektu tak zaskakująco się namnożyły, że projekt okazał się być wręcz nieskończonym. I wciąż, jak podkreśla sam Autor – trwa, dzieje się…
To nasuwa pytanie: A gdzie w takim razie NIE byliśmy?
Bo nie wiem, czy jest w Polsce miejsce, gdzie Żydów w ogóle nie było. I właśnie to pytanie dopiero uwypukla niewyobrażalnie dramatyczną próbę wymazania ich obecności ze zbiorowej pamięci i ze współczesnego krajobrazu. Ale jak wiadomo życie nie znosi próżni i w przyrodzie nic nie ginie. Zanim więc wydawałoby się że na zawsze zaginie, są wśród nas jeszcze ci, którzy doświadczyli tamtejszej rzeczywistości z tak silnie organicznie wplecioną w ich realność żydowską obecnością, że nie mogą o niej zapomnieć, wymazać z duszy, ze świadomości, zamilczeć na śmierć.
Tadzio Rolke jest jednym z nich. Żywym świadkiem historii i ogniwem łączącym tych, którzy byli, z nami, którzy bez nich nie do końca w prawdziwym lustrze się przeglądamy. Dokonał osobistego wyboru, który przez lata był mocno odosobnionym. I to właśnie przede wszystkim, moim zdaniem bardzo utrudniało realizację projektu w postaci ot, chociażby wydania ilustrowanego albumu.
Jak wiadomo w kosztach dużo droższego od książki z tekstem. Wiem coś o tym, bo osobiście byłam w to zaangażowana i nie udało mi się znaleźć chętnego wydawcy.
Dopiero niedawno pojawiła się taka możliwość dzięki zaofiarowanej pomocy Kristof Zorde, ale Tamara Pieńko nas w tym ubiegła. I bardzo dobrze. Zrobiła to nie tylko rzetelnie, ale i ze smakiem wydawniczym. W mojej ocenie ten album jest jednym z najlepiej wydanych do tej pory albumów Tadeusza Rolke. Co zaś się tyczy merytorycznej opieki, to do tego projektu lepszego kuratora od Marek Grygiel nie sposób sobie wyobrazić. Był od początku weń włączony przez lata całe. Dlatego równie wielkie brawa należą się i jemu.
W albumie znalazło się też parę zdjęć, które tak mnie w swoim czasie poruszyły, że przy realizacji płyty NINA STILLER zapragnęłam włączyć do wizualizacji utworu „Majn sztetełe Bełz” https://youtu.be/wj8l4AZeFH4 . Są one o tyle cenniejsze, że niektóre autentycznie pochodzą z tegoż miejsca. I za ich pomocą mogłam jeszcze dobitniej przemówić do wyobraźni słuchacza-widza z przejmującym, pełnym tęsknoty i nostalgii dramatycznym wołaniem o pamięć. Tu byliśmy!
Autor: NINA STILLER